I
~ czwartek
Nie ma to jak czekolada – potrafi ona poprawić humor. Tak właśnie jest i dzisiaj. Za oknem deszcz i grzmoty, a ja zajadam moją ulubioną czekoladę, ponieważ nie ma pomysłu na zabicie wolnego czasu. Gdyby pogoda była nieco ładniejsza (bez tej przeklętej ulewy) wzięłabym rower i pojechała przed siebie. Gdziekolwiek. Tam, gdzie znajdę chwile spokoju. Tam, gdzie pomyśle nad swoim życiem. Nad życiem, które stało się bardzo monotonne.
Codzienność jest już przytłaczająca i nudna, dlatego więc poszukuje czegoś, co zmieni mnie – nie tyle mnie, co moje życie. Zmieni moje życie na bardziej ciekawsze. Lecz niestety pomysłów brak, a czekolada pozwala mi oderwać się na maleńką chwilę od przytłaczającej pogody.
Leżąc na kanapie zastanawiam się, co będę jutro robić, ale znając życie i możliwości naszej Matki Natury, kolejny dzień spędzę w moim mieszkaniu. A może tak małe przemeblowanie? A może zaproszę znajomych na jakiś film? A może po prostu wezmę książkę, położę się na kanapie, przykryje kocem i zanurkuję do świata abstrakcji? Sama nie wiem. Do jutra jeszcze dużo czasu, więc trzeba zorganizować sobie dzisiejszy wieczór.
Czwartkowy, pochmurny wieczór wcale nie musi być spędzony samotnie. A wręcz przeciwnie! Szybko wstałam z kanapy i sięgnęłam po telefon. Szukałam w kontaktach osoby, która zechciałaby dotrzymać mi towarzystwa. Przebierałam spośród nielicznej grupy przyjaciół, lecz mój wzrok zatrzymał się na jednej osobie – Gregory. Greg był jednym z moich najlepszych przyjaciół, ale przede wszystkim był wspaniałym słuchaczem, potrafił dobrze doradzić w przeróżnych sprawach.
Postanowiłam zadzwonić do niego. Pierwszy sygnał – nie odbiera. Pewnie jest zajęty lub musiał zostać dłużej w pracy. Drugi sygnał – nie odbiera. Teraz powinien odebrać ale jednak się pomyliłam. Trzeci sygnał – nadal nie odbiera. Coś jest nie tak, zaczynam się martwić. Jeżeli teraz nie odbierze, rozłączę się i zadzwonię do kogoś innego. Czwarty sygnał – nie odbiera. Moje próby skontaktowania się zostały zakończone. Ponownie przeglądam kontakty. Wybieram numer do Katie. Znam ją od przedszkola. Kiedy przykładam telefon do ucha, rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Odkładam telefon i pospiesznie idę w kierunku drzwi. Kiedy jestem pod drzwiami, pytam, jak zawsze:
- Kto tam? – zapytałam głośno.
- Pizza. Zamawiała pani dużą pepperoni z ekstra dodatkami. – odezwał się męski głos. Głos ten wydawał się znajomy ale nie byłam pewna.
- Przepraszam, ale zaszła jakaś pomyłka. Nie zamawiałam żadnej pizzy – odpowiedziałam grzecznie.
- Nie może to być pomyłka. Czy pani adres to Backer Street 2? – zapytał mężczyzna.
- Tak to mój adres. – byłam bardzo zdziwiona i otworzyłam drzwi mieszkania.
Ten znajomy, męski głos należał do Grega. Jak zwykle wyglądał olśniewająco – rozpięta do połowy jasnoniebieska koszula idealnie pasowała do jego śniadej cery, ciemne dżinsy podkreślały jego szczupłą sylwetkę. Sportowe trampki w kolorze jasnego karmelu współgrały z całym strojem. Wyglądał niczym gwiazda z premiery filmu.
W jednej ręce trzymał pizzę pepperoni z ekstra dodatkami (jak wcześniej wspomniał) – wiedział, że to moja ulubiona – a w drugiej butelkę czerwonego wina. On wiedział dokładnie, czego było mi trzeba.
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, ale uświadomiłam sobie, że powinnam go zaprosić do środka – przecież cały wieczór nie będziemy tak sterczeć!
- Wchodź! – powiedziałam.
- Ach, dzięki – uśmiechnął się i wszedł do mojego mieszkania.
- Dzwoniłam do ciebie przed sekundą. – oznajmiłam mu.
- Tak, owszem. Ale nie odebrałem, bo jak sama widzisz nie mam już wolnej ręki. Wybacz – zaśmiał się cicho.
- No tak. A więc, co cię do mnie sprowadza w takie pochmurne, czwartkowe popołudnie? Aby nie powinieneś być jeszcze w pracy? – zapytałam z wielką ciekawością.
- Owszem, powinienem być jeszcze w pracy, ale po co mam wpatrywać się kolejny dzień w ekran, skoro mogę spędzić z tobą
- Ty wariacie!
- No co nie pasuje ci moja obecność? Zawsze mogę pójść..- powiedział z udawanym smutkiem.
- Nie, nie możesz zostać- powiedziałam szturchając go.
- Z tobą nigdy nie ma nudów! –powiedział przez śmiech.
Nie wiem co się stało, ale nie mogłam się przestać na niego patrzyć. Jego uśmiech był tak, tak, tak piękny, sprawiał że aż lepiej mi się robiło, świat stawał się bardziej kolorowy. Jego zęby były śnieżno-białe. Ach sprawiał wrażenie ideału. Czemu ja tego wcześniej nie widziałam? Przecież znamy się od małego. Ale teraz cos Się zmieniło, czuję to..
- No to co oglądamy? -wyrwał mnie z zamyślenia Greg.
- Może jakąś komedię?
- Masz rację warto się pośmiać na koniec dnia.
Gdy skończyliśmy oglądać i już płakaliśmy ze śmiechu Greg dostał telefon. Odebrał
- Mama do mnie dzwoniła-powiedział smutny.
- I co chciała?
- Musze już wracać bo będziemy mieć gości.
- Acha szkoda, ale dzięki za fajny wieczór i oczywiście za pizze.
- Haha nie ma sprawy, może umówimy się gdzieś na jakiś wypad w najbliższych dniach?
- Czemu nie.- chciałam udać obojętną, ale w głębi się cieszyłam i to bardzo. Co się ze mną dzieje? Już tyle razy wychodziliśmy gdzieś sam na sam a teraz dopiero się tak ekscytuje tym.
- No to się zgadamy. Papa-powiedział i mnie przytulił, zawsze tak robiliśmy. Świat na chwilę stanął. Jego perfumy pachnęły cudownie, słodko ale za razem męsko. Nie chciałam żeby przestawał, mogłoby to trwać w nieskończoność. Ale jednak mnie puścił.
- Papa i jeszcze raz dzięki.- Udawany uśmiech, tak to była moja mina, może tego nie zauważył, mam taką nadzieję.
- Nie ma sprawy, do jutra.- No i wyszedł.
Tak zakończył się mój czwartkowy wieczór. Może 15 minut po tym jak zostałam sama w domu moi rodzice wrócili. Jakoś tak nie specjalnie podobało mi się siedzenie z nimi, wiec postanowiłam pójść spać. Nie chciałam Myślec o dzisiejszym dniu, bo wiem że nie przespałabym całej nocy, ale to było przeciwko mnie i myślałam o nim przytulając kołdrę.
~ piątek
Słońce zaczęło mnie razić wiec musiałam otworzyć oczy. Nie lubię poranków, są męczące… Ten moment miedzy wzbudzeniem się a powrotem do rzeczywistości jest straszny. Ale ten poranek jest jakiś inny. Słońce mocniej świeci, nie ma ani jednej chmury, ptaki śpiewają- aż chce się żyć. Może moje spostrzeżenie dzisiejszego poranka jest inne dzięki wczorajszemu wieczorowi. I takich dni może być więcej. Aż nie do wiary jest to co jedno małe wydarzenie może zmienić w życiu człowieka.
Zegarek wskazywał 7:10. O 7:30 mam autobus do szkoły. Ale na szczęście dziś jest piątek ostatni dzień szkoły. Zawsze piątek zapowiada piękny weekend. Na myśl o weekendzie zaczęłam się zastanawiać co Greg wymyśli na spotkanie.
- Dobra musze się w końcu ubrać bo się spóźnię -powiedziałam żeby dodać sobie wsparcia.
Gdy schodziłam już po schodach usłyszałam głos swojej mamy wołającej z kuchni jak co rano: „Pobudka kochanie!!”
- Już idę mamo!
- Co chcesz na śniadanie?- zapytała się z troska jak co rano.
- Nic, kupie sobie w szkole bułkę.
- No dobrze, na półce masz pieniądze
- dziękuję- krzyknęłam już z pola.
Standardowo w moim świecie spóźniam się na autobus. No ale bądź co bądź zawsze na mnie czeka. Na szczęście.
Pierwsza lekcja godzina wychowawcza. Nawet lubię nasza wychowawczynie- Mrs. Margaret. Jest to kobieta mniej więcej w wieku 30 lat. Ma długie czarne włosy, grube okulary i talie osy. Nawet niektóre dziewczyny zazdroszczą jej figury. Ja jakoś nie narzekałam na swój wygląd. Nie byłam ideałem ale nie patrzyłam na inne osoby z myślami „ja też chce mieć takie włosy” itd. Lubiłam się, co naprawdę rzadko się zdarza.
No a w naszej szkole znowu pojawił się złodziej, 3 uczniów straciło telefony. Niby posiadamy kamery i tak dalej ale nasi nauczyciele nie umieją z tego korzystać. Ale nie mogłam się skupić na tym, w głowie miałam Grega. Przecież znamy się od dziecka. Czy istanialaby możliwość żebym mogła się zakochać?? Nie no nie może tak być…
- Ej człowieku!! Masz zamiar wyjść z klasy? Przerwa jest!- usłyszałam glos mojej przyjaciółki -Lili.
Wygląda jak standardowa 16-sto latka. Krótkie blond włosy, długie nogi i kilka piegów na twarzy. Ubierała standardowo spodenki lub sukienki by wszyscy mogli podziwiać jej długie nogi. Poznałyśmy się w przedszkolu. Przeprowadziła się do nas z Irlandii. Zaciekawiła mnie swoim „ja” i nawet nie wiem kiedy zaczęłyśmy się przyjaźnić. stałyśmy się „papużkami nierozłączkami”. Wszyscy się z nas śmiali jednak my mamy to specyficzne coś co sprawia ze nas to nie obchodzi.
- Dobra, dobra Lil idę juz.
Dziś było tylko 5 lekcji ponieważ nauczyciele sprawdzają egzaminy dojrzałości wiec pierwszoroczniaki się cieszą. Bo zawsze wychodzą wcześniej, mniej więcej tak jak dzisiaj. Lekcje minęły bardzo szybko. Wracałam z Lili do domu.
- Widziałaś Sam zaszła w ciążę!!! A ona ma tylko 17 lat!!- Nawijała swoje Lili, ja jednak nie mogłam przestać myśleć o Gregu. Niby nie jedna przyjaźń skończyła się czymś więcej…
- Halo ziemia mówię do ciebie! – Krzyknęła Lili.
- Wybacz zamyśliłam się…
- Kobieto jesteś w chmurach cały dzień! Powiedz co albo kto ci tak głowę zaprząta.
- Nikt- powiedziałam czując ze robi mi się gorąco.
- Znamy się od kilkunastu lat i dobrze wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko. Zabujałaś się! Przyznaj się!
- Nie, nie to nie to.
- Myślisz ze mnie okłamiesz?
- Ja nie kłamie!- Powiedziałam spuszczając wzrok.
A jednak kłamie. W sumie co mi szkodzi jej powiedzieć. Zna mój każdy sekret. Poza tym, prędzej czy później i tak by się dowiedziała.
- Powiesz mi czy nie?- zaczynała się niecierpliwić.
- No dobra… -powiedziałam flegmatycznie
Zdałam jej sprawozdanie z wczorajszego dnia oraz z moich uczuć, które w sobie dusiłam. Szczerze, to mi troszkę ulżyło.
- Zakochałaś się!!
- Myślisz?
- Nie myślę, ja to wiem!
- O matko!- naprawdę wystraszyłam się swoich uczuć.
- Co jest?
- Bo my znamy się od szkraba, ja nie chce zniszczyć tej przyjaźni.
- Ale sam zaproponował ci wypad.
- Nie pierwszy raz.
- No a czy on zachowywał się inaczej?
- Hmm… Raczej nie, to ja wszystko inaczej odbierałam.
- No to jesteś w kropce.
- Wiem- powiedziałam smutnym głosem. –Lecę do domu. Cześć!
- Cześć!
Miałam ochotę płakać, jak nigdy dotad. Musiałam dzielnie wrócić do domu, zdać mamie sprawozdanie z tego jak było dzisiaj w szkole i dopiero po długim a ciężkim mogłam iść do siebie. Weszłam, zamknęłam drzwi na klucz-nie chciałam by ktokolwiek mnie odwiedził. Zaczęłam płakać. Przerażała mnie ta myśl. Jak to jest możliwe ze się w nim zakochałam? Ale gorsza była myśl ze bez wzajemności. Że on mnie nie kocha i tylko jest moim najlepszym przyjacielem. Tyle. Koniec kropka. Uspokoiłam się. Znalazłam swój pamiętnik. Na środku napisałam wielkimi literami „GREG <3”. Zacięłam się. nadal w to nie wierzyłam. Lecz długopis sam pisał:
„Chciałabym byś tu był, byś łóżko ze mną dzielił me.
By było jak w marzeniach mych, by świat kolorowy był.
By one spełniły się i wszystko happyendem skończyło się.
Takie jest marzenie me. Spełnisz je?”
Wokół narysowałam serca. Dobrze że ten czas tak szybko mija. Mogę się położyć i wszystko na spokojnie przemyśleć. Ponoć mózg najlepiej pracuje w nocy. Zasnęłam z myślą że chciałabym się położyć na klatce Grega. Przypomniałam sobie jego zapach i z uśmiechem na twarzy poszłam spać.
~ sobota
Sobota. Tak to jest to, najlepszy dzień w roku szkolnym. Nie ma to jak obudzić się i żyć z myślą ze jest wolne od szkoły. W filmach jest tak że wstaje się na obiad jednak w prawdziwym życiu jest inaczej. Ja nie śpię już 2 godzinę, a jest dopiero 08:12. Z zamyśleń o życiu w filmie wyrwał mnie dźwięk sms-a, to Lili. Pyta się czy idziemy dziś na zakupy. „Jasne czemu nie. O 13?”.No to pasuje wstać, bo musze jeszcze posprzątać dom by móc iść. I znów pojawia się myśl życia w filmie, zero obowiązków, mieszkanie w centrum miasta, kupa kasy. Aczkolwiek nie narzekam na brak pieniędzy bo dostaje kieszonkowe. 50 funtów na miesiąc. Zawsze mogło być gorzej. A już jest 25 kwiecień a ja dalej posiadam 40 funtów. Jestem nawet oszczędna. Ale dziś wszystko wydam. Widziałam piękną turkusową sukienkę. Idealnie pasującą do mojej karnacji. Jest wiązana na szyi z kwiatkiem na boku. Chociaż nie preferuje sukienek jednak ta mi zapadła w pamięć. Może Gregowi się spodoba -Taka myśl mi przeszła przez głowę.
Mamy w domu nie ma, więc jestem sama. Musze do niej zadzwonić i Zapytać czy mogę wziąć kasę. Na pewno mi da. W takim oto momencie cieszę się ze jestem jedynaczka. Zaczęłam się śmiać. I znowu dźwięk telefonu. Sms od Grega. Serce zaczęło mi bić szybciej. Wciskam” pokaż”. „Hej co ty na to by wybrać się na London Eye?’. Czyżby to była randka? Nie no! przecież nie pierwszy raz idziemy gdzieś. „Jak mi zostanie coś kasy po dzisiejszym dniu to pójdę.”-odpisałam w miarę szybko. Właśnie skończyłam sprzątać dom i miałam dzwonić do mamy ale dostałam sms od niego. „Czyżby zakupy? W razie gdyby ci zabrakło kasy mogę ci zakupić bilet J”. On jest taki kochany. Przecież nie każdy chłopak zapłaci za ciebie, zwłaszcza gdy coś 30 funtów kosztuje. To musi cos znaczyć. Ale lepiej sobie niczego nie wmawiać, tak będzie lepiej.
Jak zwykle musze się spóźnić. Lili mi napisała że jest w „CA”i musze tam pójść.
- Hej Lil wybacz spóźnienie! -powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No nareszcie ile można na ciebie czekać.- powiedziała z lekkim przekąsem
- No ale takiego towarzystwa nigdzie nie znajdziesz!
- Chyba raczej takiej wariatki!
- To też.-i obie zaczęłyśmy się śmiać.
Gdy dotarłyśmy do sklepu z moją sukienka od razu pobiegłam ją przymierzyć. Leżała idealnie! Tak to będzie na dzisiejszy wieczór pomyślałam pokazując się Lili.
- Jejku…! Wyglądasz pięknie!
- Dzięki! Myślisz ze nadaje się na wyjście??
- Oczywiście! A wybierasz się gdzieś?
- Powiedzmy ze mam randkę- powiedziałam lekko się rumieniąc.
- Z kim? Z Gregiem?
- Tak. Nie. Nie wiem.
- Yyyy… Co?
- Bo nie jestem pewna
- Acha. A to co on ci napisał?
- Czy pójdziemy na London Eye, no ale tam musisz jakoś wyglądać więc nawet gdyby to nic nie znaczyło.- Starałam się sama wieżyc w to co mówię.
- Każdy pretekst jest dobry, ale ta sukienka jest naprawdę ładna.
No ona by mnie nie okłamała, więc poszłam do przymierzalni z uśmiechem na twarzy, no najgorzej przecież nie wyglądam a 50 funtów to nie tak dużo. Zapłaciłam za sukienkę i poszłyśmy na lody. Lubię spotkania z Lili bo możemy poplotkować i wygłupiać, po prostu być sobą.
- O matko, już 17!!- Krzyknęłam przerażona gdy spojrzałam na zegarek.
- No i co z tego??- Zapytała się zdziwiona Lili.
- Moje spotkanie! Randka? Wybacz mi ale jestem strasznie spóźniona, mam godzinę by się wyrobić, przepraszam Cie jeszcze raz!
- No miłej zabawy życzę zakochańcu!- Powiedziała Lili uśmiechając się.
Zaraz na wejściu do domu pojawia się moja mama i standardowe pytanie co kupiłam, pokazałam jej a ta z uśmiechem pyta się na jaką okazję kupiłam tę sukienkę.
- Idę za pół godziny z Gregiem na London Eye.- Powiedziałam starając się ukryć fakt że mam strasznie mało czasu i że chyba nie zdążę się przygotować, a Greg widzi mnie zazwyczaj na sportowo i chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie.- Mamuś idę się przebrać bo mało czasu mam.-Powiedziałam spokojnie, przynajmniej takie ważenie miałam.
- Ocho! Lec, lec bo nie ładnie się spóźniać.
I pobiegłam do siebie. Wzięłam szybką kąpiel i ubrałam mój nowy nabytek. Wyglądała ślicznie! –Na szczęście mam proste włosy…- pomyślałam, -zaoszczędzę trochę czasu. Postanowiłam zrobić delikatny makijaż, trochę pudru, cień do powiek, tusz i kredka do oczu oraz błyszczyk lekko połyskujący. Twarz wyglądała w miarę okej. Jeszcze koturny w kolorze beżowym oraz torebka na komórkę, portfel i ewentualne kosmetyki. Popatrzyłam na zegarek. 17:57. – O matko! Czas mi się kończy!- Zaczęłam panikować, ale byłam gotowa. Jeszcze zerknęłam na lusterko.
- Będzie w szoku! Jestem pewna!- powiedziałam na głos oglądając siebie, Makijaż idealnie pasował do turkusowej sukienki, na którą delikatnie opadają moje średniej długości czarne włosy, jeszcze przeczesałam je palcami i zeszłam na dół.
- Moja dziewczynka stała się kobietą! Córuś wyglądasz pięknie!!!- Powiedziała mama gdy mnie tylko zobaczyła. Szkoda tylko że tata mnie nie widzi, no ale przecież zawsze będę jego „chłopem” jak on to mówi, ale pewnie bym mu się spodobała. Niestety on ma taką pracę która go zmusza do ciągłego przebywania za granicą i rzadko kiedy jest w domu. Niby dzięki temu mamy pieniądze, i nie jesteśmy biedni, ale wolałabym posiadać mniej pieniędzy, lecz żeby on był częściej w domu.
Pożegnałam się z mama bo już Greg zadzwonił i mówił że czeka w samochodzie, i wyszłam. Serce waliło mi jak oszalałe. –Byle się nie wywrócić. -pomyślałam. On wyszedł z samochodu. Wyglądał jak prawdziwe ciacho takie z karmelem i truskawkami- tak mówi Lili i udzieliło mi się to.
Gregory miał na sobie czarne eleganckie spodnie, trampki tego samego koloru, biały sportowy podkoszulek i czarną marynarkę. Jego brązowe włosy zostały postawione „na jeża” a na szyi wisiał maleńki naszyjnik na rzemyku.
- Cześć! Wyglądasz tak hmmm…. -przywitał mnie. o nie, według niego wyglądam koszmarnie i co teraz będzie? Przeżyłam krótkotrwałą palpitacje serca.-… olśniewająco!- dokończył. -kamień z serca- pomyślałam
- Cześć, dzięki-powiedziałam uśmiechając się i przytulając go, standardowe powitanie- no no ty tez pokazałeś klasę, musze przyznać.
- Dzięki starałem się.- powiedział to przejeżdżając ręką po włosach i uśmiechając się tak jak on tylko potrafi, miękną nogi od jego uśmiechu.
- Haha! Zaczęłam się śmiać.- to co jedziemy?
- Pewnie!
No i wyruszyliśmy. Gadaliśmy tak jak zawsze, to jest randka czy nie? Nie mogłam Myślec o niczym innym. Zależało mi na nim, chciałabym żeby z tego wynikło coś więcej niż tylko przyjaźń, ale jeśli on nic do mnie nie czuje to tylko zepsuje wszystko wyznając mu co czuje. Poczekam i zobaczymy co wyniknie z tego wieczoru…
- 2 bilety na London Eye poproszę.
- Należy się 60 funtów.
- proszę.
- Dziękuję, miłej jazdy życzę.
- Dziękujemy.
Słyszałam rozmowę Grega z kasjerem, ale wciąż nie mogłam wieżyc ze jestem tu. Z nim. Pierwszy raz tutaj razem z nim, nigdy nie zapomnę tego wieczoru!!
- Choć! Wsiadamy!
- Okej idę, idę.
A więc wsiedliśmy i co teraz, poczekamy zobaczymy.
- No a więc co tam u ciebie?- zapytałam żeby zacząć jakoś rozmowę.
- A po staremu leci pomału, a u ciebie?
- A no wiesz tyle się dzieje że nie nadarzam sama za sobą- powiedziałam żartując, roześmialiśmy się.
I tak rozmawialiśmy jak zawsze przez całą podróż. Gdy wysiedliśmy to poszliśmy na spacer. Naprawdę było tak jak w tych wszystkich filmach romantycznych, my dwoje zachód słońca itd. Gdyby teraz mnie pocałował! Szczyt marzeń. Aż tu nagle cały świat się zawalił.
- Mogę Ci coś wyznać?- zapytał się zerkając niepewnie na mnie.
- Jasne!- powiedziałam pewna ze wyzna mi miłość.
- Spodobała mi się pewna dziewczyna. Suzan kojarzysz?
- Kojarzę. O i jak z wzajemnością- odpowiedziałam starając się udawać ze wszystko jest okej.
- Tak- odpowiedział szczęśliwy
- No to super! Gratuluję!- powiedziałam zastanawiając się po co było to wszystko.
- Wiem! I zabrałem Cie tutaj by zapytać się jak mogłaby wyglądać nasza pierwsza randka, bo ja nie mam pojęcia a ty jesteś dziewczyna i no wiesz… -Zrobił się nie pewny, a ja zrozumiałam o co mu chodzi.
- Możesz ją zabrać tutaj, jest romantycznie…- powiedziałam ale już chciałam być w domu!
- Jesteś wielka!! Dzięki wielkie!!- powiedział i mnie przytulił jak gdyby nigdy nic, jakby to ze ma dziewczynę nic nie znaczyło. Zadzwonił mu telefon. Oczywiście to była Suzan, potrzebowała go i musiał jechać. Chciał mnie odwieź ale powiedziałam ze się przejdę.
A więc tak boli złamane serce, pomyślałam gdy szłam sama a wokół mnie był mrok. Płakałam. To strasznie bolało! A myślałam że mu zależy! Muszę pogadać z Lili i poszłam do niej. Otarłam łzy i zapukałam. Otworzyła mi jej mama wiecznie uśmiechnięta.
- Dobry wieczór jest może Lili?
- Oczywiście, idź do niej.
- Dziękuje.
Gdy szłam po schodach znowu zaczęłam płakać, to tak strasznie bolało!
- Hej Lil, mogę?- powiedziałam starając się uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło.
- Jezu! Co się stało??
- ON MA DZIEWCZYNE!!!- Powiedziałam i już nie mogłam nic więcej wydusić, bo łzy mi przeszkadzały.
Lili jak to ona mnie przytuliła. Dobrze mieć przyjaciela. Gdy się troszkę uspokoiłam opowiedziałam wszystko, z każdym szczegółem.
- Zostajesz u mnie na noc!- oświadczyła mi. I po długich namowach mama uległa.
- Lili co mam robić?? Ja go kocham!
- Nie mam pojęcia mała, tylko nie płacz proszę. Poczekaj. –powiedziała i za chwile przyszła z kubełkiem lodów czekoladowych. Dała mi swoje ubrania na przebranie i tak siedziałyśmy i jadłyśmy te lody w milczeniu.
- A ja się tak starałam żeby było idealnie dzisiaj, a on ją kocha!!!
- To znaczy że nie jest tego wart!
- Czego?
- Twoich łez.
- On jest idealny. – i znowu się rozpłakałam.
I w końcu zmęczone poszłyśmy spać. Przeprosiłam za kłopot i poszłam do domu. Mamy nie było, jak zwykle tym bardziej taty, poszłam do siebie. Wyciągam pamiętnik i opisałam wszystko, całe nasze spotkanie.
„Czemu ludzie których najbardziej kochamy, najbardziej nas ranią?
Czemu nie możemy być szczęśliwi i Wierzyc ze kolejny dzień będzie
Lepszy od poprzedniego? Jednak życie wymaga od nas ciągłych prób,
Sprawdzianów od których zależeć będzie nasza przyszłość.
To czy zdamy czy oblejemy zależy od nas samych,
Ja właśnie swój oblałam..”
Coś ostatnio dużo płaczę. Muszę się ogarnąć, to nie jest tego warte.- wmawiałam sobie cały czas. Czas wziąć lekarstwo! Tak! Gorąca czekolada!!- powiedziałam pierwszy raz uśmiechając się lekko, w końcu kiedyś to był afrodyzjak, może nadal będzie czarował. A jak się napije kubek to nic się nie stanie, a poprawi mi się samopoczucie.
Kiedy siedziałam okryta kocykiem i piłam swoją czekoladę dostałam sms od Lili. „Jak się masz?”, Oto jest pytanie.. „Nie wiem ciężko to określić” odpisałam krótko, i już nie pisałyśmy. Przecież nie będę cały czas narzekać że mi źle, inni miewają gorzej. A skoro Greg woli Suzan to nie mam nic do powiedzenia, jesteśmy przyjaciółmi i to najlepszymi więc lepiej że tak wyszło. Powiedziałabym mu i zrujnowała naszą przyjaźń. Starałam sama siebie przekonać, i już prawie wszystko było okej, gdyby nie sms od niego z podziękowaniem za wczorajszy wieczór, i wiadomością że świetnie im się układa. Poleciała mi łza po policzku. Będę dzielna, nie obchodzi mnie to.- powtarzałam w kółko. Odpisałam mu że się cieszę i nie ma sprawy, zawsze do usług.
~ środa
Tak minęły 2 miesiące. Starałam się udawać że mi wszystko przeszło, i jestem szczęśliwa. A tak naprawdę Jego związek był idealny i to mnie najbardziej bolało. Z Gregiem przyjaźniłam się cały czas, on o niczym nie wiedział, ale to lepiej bo by z nią zerwał, wiem o tym. Przyjaźń była dla niego ważniejsza.
Na szczęście były to ostatnie dni roku szkolnego i zapowiadały się nudne wakacje. Kujonem nie byłam ale średnia 4.0 w mojej klasie to było coś. Nie mogłam narzekać. A rodzice byli zadowoleni z moich wyników i obiecali mi nowy rower, ponieważ mój już się psuł, codzienna jazda do szkoły robi swoje.
Ciągle powtarzałam sobie że zawsze mogło być gorzej, mogło się wydarzyć coś złego. Chociaż tata nie dawał ostatnio znaku. Teraz pracuje w Stanach Zjednoczonych. Nie chciałabym być na jego miejscu, bo Stany mi się nie podobają. Marzy mi się podróż do Rzymu, Japonii czy Hiszpanii, ale prędko tam nie pojadę, muszę zarobić na podróż wtedy rodzice się zgodzą. Nie raz z nimi to omawiałam, a tata obiecał ze jak w wakacje będzie miał sprawy biznesowe tam, to zabierze mnie ze sobą. Modle się o to od 2 lat.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Jak zwykle byłam sama i musiałam otworzyć drzwi. To Lili.
- Hej można?
- No pewnie, zapraszam!
- Musze Ci coś powiedzieć.- Powiedziała przejęta gdy wstawiałam popcorn do mikrofalówki, a ona przeglądała opakowania filmów w celu wybrania czegoś do oglądania.
- Co jest?- spytałam zaintrygowana.
- Zakochałam się!- powiedziała cała w skowronkach.
- Oj Lili to że Tomas ci się podoba to już wiem i to od kilku miesięcy.-Powiedziałam trochę zawiedziona, liczyłam że to coś innego.
- Wiem że to wiesz ale to nie to. Czytaj!- powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha i podając mi swój telefon.
„Hej J mam pytanko chciałabyś dzisiaj pójść ze mną do restauracji? Musze cię o coś zapytać to bardzo ważne J i nie bój się „
- O matko on cie poprosi o chodzenie!!!- powiedziałam podzielając jej entuzjazm. Zazdrościłam jej i to bardzo, ona była szczęśliwa a ja wciąż leczyłam złamane serce.
- Wiem! Już wyjdziemy ze „strefy P”! Pożyczysz mi sukienki?
- No pewnie, zaraz ci przyniosę.
- Dzięki wielkie!
- Nie ma sprawy!
I pogrążyłyśmy się w filmie, ale tylko teoretycznie, bo ona cały czas o Tomasie myślała a ja o Gregu. Dalej się z tego nie wyleczyłam.
Była 11, a o 14 Lili miała randkę wiec zaraz po filmie poszła do domu. Jak to się szybko dzieje, ten czas tak szybko leci ale nie chce goić ran. W prawdzie kilku chłopaków od tego pamiętnego wieczoru podrywało mnie ale zbywałam ich, moim ideałem jest on, żaden chłopak mu nie dorówna.
Teraz tylko czekałam na relacje Lili z randki. Oni będą słodką parą. Gdybym chodziła z Gregiem to chodzilibyśmy na podwójne randki. Uśmiechnęłam się, ale za chwile spoważniałam. Nie może wszystko sprowadzać się do niego, przecież są inne rzeczy. Zamknęłam dom, włożyłam słuchawki do uszu i poszłam pojeździć na rowerze, szybciej mi czas zleci.
Gdy wróciłam do domu była 16. Trochę mi czasu zeszło, ale byłam pozytywnie zmęczona. Szybka pogawędka z mamą i poszłam do pokoju, zobaczyłam na telefon- sms od Lili. „Yeah!!!! Nie uwierzysz, jesteśmy parą!!! Jestem w 7 niebie!!! :D” Odpisałam że cieszę się razem z nią, zazdrościłam jej i nie mam zamiaru się z tym kryc. W końcu każdy pragnie być szczęśliwym z ukochaną osobą.
Włączyłam muzykę, wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.
„Szczęściem należy się Dzielic, sam uśmiech drugiej osoby cię zaraża
i sam zaczynasz się śmiać nawet gdy serce krwawi.
Uśmiech jest jak lekarstwo na gorzkie chwile.
Lepszy od czekolady, lodów czy innych słodkości.
Staraj się uśmiechać, bo nigdy nie wiesz kogo podniesiesz na duchu.”
Muszę w końcu siebie słuchać. Z tą myślą zasnęłam.
***
No i niestety pobudka, ostatni dzień szkoły, odebranie świadectw i wybór nowego roweru, z czego się chyba najbardziej cieszyłam.
Wszyscy w szkole się żegnali i życzyli udanych wakacji tak jakby nie zamierzali się zobaczyć w wakacje. Według mnie było to odrobinę dziwne. W tym całym żegnaniu bolał mnie fakt że to był ostatni rok Grega i teraz szedł do college. Nie będę go tak często widywać. Wypatrzyłam go w tłumie, coś mi się nie podobało, był smutny. Zauważył mnie i podszedł.
- A ty jak zwykle spodnie, a gdzie sukienka?? Tylko raz w życiu cię w niej ujrzałem i już ma się to nie powtórzyć?- zapytał z tym swoim uśmiechem, ale smutek z jego oczu ranił mnie.
- Czasami trzeba szokować ludzi-powiedziałam puszczając oczko.
- Hej, mogę z Toba pogadać. Tak szczerze.- zapytał po chwili milczenia.
- Znamy się od dziecka, mów.
- Przyłapałem ją! Rozumiesz? Ona mnie zdradzała cały ten czas!!!-Powiedział z łzami w oczach, choć starał się bym tego nie zobaczyła.
- Ojej! Tak mi przykro, ona nie jest tego warta!- Powiedziałam powtarzając słowa Lili. Patrzył się na mnie tymi smutnymi oczami, wierciły mi dziurę w sercu. Przytuliłam go. Cieszyłam się że już z nią nie jest ale równocześnie byłam zła na siebie że ja się cieszę a on cierpi. Przesiąkłam jego zapachem. On pachniał tak, tak, tak odurzająco. Nie wiedziałam co mam powiedzieć żeby było dobrze wiec tylko go przytulałam.
- Cieszę się że mam ciebie.-powiedział w końcu.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
Po całym apelu, spotkaniu w klasie itd. Odprowadził mnie do domu. Szliśmy w milczeniu. Ale nie było to przygnębiające milczenie. Ja zastanawiałam się jak to wszystko teraz rozegrać, żeby wyszło dobrze. Pożegnaliśmy się i poszłam do domu, a tu już pierwszy prezent.
Otwieram drzwi i widzę nowiusieńki rower, damkę z koszykiem z przodu w niebieskim kolorze. Mój wymarzony. Pobiegłam do kuchni a tu druga niespodzianka tata!
- Tato!!! Cześć! Kiedy wróciłeś? Dziękuję za rower!!- powiedziałam i przytuliłam go na powitanie.
- Hej mała! Nie mogłem przegapić twojego zakończenia roku szkolnego, a na rower zasłużyłaś!
I tak siedzieliśmy słuchając opowieści taty z ostatniej podróży. Uwielbiałam takie momenty, to według mnie jest idealna rodzina. Dzisiaj jest jakiś dzień dobrych nowin, bo tata dostał telefon że teraz musi lecieć do Hiszpanii i że mnie zabierze! Spełnienie moich marzeń! Nie wiedziałam jak mogę mu dziękować, powiedział że mogę wziąć ze sobą kogoś żeby mi się nie nudziło, pomyślałam o Lili i napisałam do niej. „Hej to wspaniale twój wymarzony wyjazd się spełni. Niestety nie dam rady, muszę zostać w domu z rodzinką, i nie chce opuszczać Tomiego rozumiesz? Przepraszam raz jeszcze” dostałam odpowiedź. Przecież sama nie pojadę. A Greg? Oto jest pytanie. Ale taki wyjazd wyleczł by jego złamane serce. Zapytam się go. „HejJ mój tata jedzie do Hiszpanii za tydzień i powiedział że mogę jechać z nim i zabrać kogośJ chciałbyś?” A co mi tam, wysłałam mu to. Po jakiś 5 minutach dostałam odpowiedź „Niestety nie mam pieniędzy na wyjazd L”
- Tatuś… Bo Gregory chciałby pojechać ale niestety nie ma pieniędzy, byłaby szansa żebyś mu pożyczył? Proszę!- powiedziałam słodkim głosem
- A Lili nie chciałaby pojechać, bo z chłopakiem to tak dziwnie mi ciebie puścić.
- Lili nie da rady, musi zostać, a Grega znacie od małego. Proszę, proszę, proszę!
- No dobrze, skoro ci tak zależy. Niech ci będzie!
- dziękuję bardzo dziękuję! – powiedziałam i skoczyłam mu na szyje!- mogę do niego pojechać i mu to powiedzieć?
- Dobrze, tylko wróć za 2 h maksymalnie.
- nie ma sprawy!- powiedziałam szczęśliwa i pojechałam od razu do niego
Dom Grega znajdował się 2 przecznice od mojego, jakieś 5 minut drogi na rowerze. Bardzo przypominał mój dom, miał tylko inny kolor dachu(czerwony, a ja posiadałam szary), oraz trochę inaczej udekorowany ogródek. Ale tak jak mój był 1piętrowy (Greg miał pokój na piętrze razem z rodzeństwem. 2 siostrami, i 1 bratem), I posiadał jeden balkon wychodzący na główną ulice. Na podwórku po prawej stronie była podwójna huśtawka na której uwielbialiśmy się huśtać a na rogu ogródka piaskownica przez którą przeskakiwaliśmy, lecz teraz jego rodzeństwo ją odebrało. Z tyłu domu był domek na drzewie z którymi wiele wspomnień się wiązało, sama pomagałam im budować go w wieku 10 lat.
- Dzień dobry! Jest może Greg?- zapytałam się gdy zobaczyłam jego tatę. Był to dość potężny mężczyzna, dawniej strongmen. Miał chyba 40 lat, lecz ciągle ćwiczył i posiadał swoje gigantyczne mięśnie!
- Tak, jest u siebie, zawołać go?- odparł z uśmiechem, jak zawsze gdy mnie widział.
- Nie, dziękuję. Pójdę do niego.- odparłam i poszłam na 1 piętro.
- Witam Pana.- powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
Greg siedział przed komputerem w samych spodenkach, był opalony i na widok jego torsu nie jedna dziewczyna zaczęła by się ślinić. Posiadał tzw. „kaloryfer” który dopełniał jego idealny widok. Achhh… Rozmarzyć się można. Powinien być modelem, przeleciało mi przez myśl.
- A co ty tu robisz?- spytał lekko w szoku.
- Przyszłam z pozytywną wiadomością-powiedziałam rozpromieniona, nie mogąc od niego oderwać wzroku.
- Jaką?
- Tata zapłaci za twój wyjazd do Hiszpanii!!
- Co?
- No to! Jedziesz ze mną do Hiszpanii!
- Serio? Tak trochę głupio mi od niego pożyczać pieniądze.- był lekko speszony, musiałam go przekonać…
- Tata powiedział że zna cię od dziecka a skoro Lili nie da rady ty będziesz idealny, bo nie puści mnie samej. No proszę cię! Nic się nie stanie, naprawdę!
- Jesteś tego pewna?
- W 100%!- powiedziałam z wielkim uśmiechem, „on pojedzie on pojedzie”- śpiewałam w środku.
- No… to… dobrze…
- Yeah!
- A ty co się tak cieszysz??- powiedział z tym swoim uśmiechem. A ja widząc to chciałam go pocałować. Wyglądał perfekcyjnie, a ten uśmiech sprawiał że… że… nogi uginały się pode mną.
- Bo spełni się moje marzenie! Pojadę do Europy!- to było pół prawdy, tak naprawdę powinnam powiedzieć „Bo spełni się moje marzenie! Pojadę do Europy! I to z tobą!” ale nie powiem mu tego, o nie!
- A no tak. Pamiętam jak mi o tym opowiadałaś tyle razy. Ty i te twoje marzenia.
I zaczęliśmy się śmiać. Znowu pojawiła się iskierka nadziei. Boje się że wszystko zepsuje, ale jest szansa, jedna na milion, ale jest! I tak przesiedzieliśmy i obgadaliśmy szczegóły wyjazdu. To będą najlepsze wakacje życia!!
Niestety 2h minęły bardzo szybko i musiałam jechać, pożegnałam się i wróciłam do domu.
- I co jedzie?- spytał się tata na wejściu.
- tak!- Odpowiedziałam uśmiechając się. –Dziękuje ci za wszystko! -przytuliłam go i dałam mu buziaka w policzek.
Mój tata był młodszy od taty Grega, miał 34 lata i był naprawdę przystojny, miał krótko ścięte kruczo czarne włosy, gładką cerę (zero zarostu!), był szczupły lecz umięśniony, i uwielbiał chodzić w koszulach i luźnych krawatach co dodawało mu tego czegoś, co się wszystkim kobietą podobało. Mama nie raz była zazdrosna lecz nie miała o co bo była z niej „niezła laska”. Była długowłosą blondynką z talią osy, długimi nogami oraz dużymi piersiami co ponoć mężczyzn kręci.
Pobiegłam do pokoju, tak! Nareszcie! Włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Lepszego końca roku nigdy nie było! Wyciągnęłam pamiętnik.
„Choć wszystko było nie tak, teraz to się zmieniło.
Świat chciał nas rozłączyć, lecz zgotowano nam inny los.
Możemy być w końcu szczęśliwi, razem, nie osobno.
Tak jak miało być od początku.
Nikt nie rozdzieli prawdziwej miłości,
Ona jest wieczna.
Choć nie jestem pewna czy wzajemna…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz